Rozkoszny urok ideologii

Żyjemy w bardzo intensywnych ideologicznie czasach. Nie ma praktycznie dnia, abyśmy nie byli nakłaniani przez media do zajęcia stanowiska w sprawie jakiegoś konfliktu lub staneli w obronie zagrożonych wartości. Tworzą się grupy aktywistów, działaczy, obrońców, bojowników o różne cele. I ze swoich pozycji ideologicznych mówią do nas, przekonują, nakłaniają zachętą lub poczuciem winy. My zaś słuchamy i na podstawie ich argumentów podejmujemy świadome decyzje, dokładając naszą cegiełkę do budowania lepszej przyszłości. Niestety, nie wszyscy chcą dla ludzkości dobrze. Są siły, bardzo potężne, które stoją na drodze do budowania lepszego jutra. Nie chcą pozwolić nam na świadome decydowanie o sobie i chcą pozbawić tego, co jest dla nas ważne. Musimy więc podjąć z nimi walkę, stanąć im okoniem, a kiedy ich pokonamy w końcu będziemy mogli być szczęśliwi.

Co można powiedzieć na temat powyższego akapitu? Mi przychodzą do głowy dwie rzeczy. Po pierwsze pasuje on do każdego rodzaju światopoglądu. Po drugie zaś jest nieprawdą, albo mówiąc konkretniej rodzajem fantazji, która pozwala nam na zadowalanie się. Poniższy tekst dotyczy ideologii, ale można go też traktować jako swoistą nieoficjalną kontynuacją wpisu „Porozmawiajmy o Bogu„, bo, choć nie w sposób bezpośredni, to jednak dotyczy tego, do czego miałem odnieść się tam, ale zapomniałem.

W bardzo podstawowym rozumieniu ideologia to taki zestaw danych zasad i wartości, które mają regulować funkcjonowanie społeczeństwa i zapewniać ład oraz sprawiedliwość. Te wartości muszą być chronione przed ich przeciwnikami, aby nie uległy zatarciu, gdyż będzie to skutkować osłabieniem naszej tożsamości. Jednak gdy się głębiej nad tym zastanowić problem okazuje się nieco bardziej skomplikowany, a opisane założenia są jedynie pewną fasadą, która skrywa prawdziwy cel. Jest nim rozkosz.

Nie chodzi tu jednak o potoczne rozumienie tego terminu, które kojarzy się z intensywną przyjemnością. To satysfakcja ponad przyjemnością, często wręcz bolesna, lecz dzięki temu tak intensywna i dogłębna. Pierwotnie wywodzi się ona z ludzkiej seksualności. Zauważmy, że seks nigdy nie jest aktem wyłącznie cielesnym, a ma swój bardzo istotny aspekt psychiczny. Towarzyszy mu pewna nadwyżka, jakaś negatywność lub absurd, który nas angażuje. Intensywne doznania z niego nie płyną jedynie z odczuwania przyjemności, ale także z regulowania dostępu do niej u partnera. Wiąże się to z pewnymi fantazjami, które są najwyraźniejsze w swojej skrajności, na przykład w relacjach sado-maso wraz z ich całą teatralnością, wszystkimi kostiumami itd. Poza kontekstem wydają się one śmieszne, wręcz absurdalne, a jednak w odpowiednich warunkach mogą stać się angażujące. Ich celem nie jest po prostu przyjemność, a intensywna psychiczna stymulacja, która w swoim skrajnym wymiarze może być nawet bolesna.

Rolą ideologii jest kontrola dostępu do tej rozkoszy i rozdzielanie jej. Na przykład członkowie kościoła katolickiego mogą zaznać jej tylko po ślubie. Muszą więc otrzymać swojego rodzaju ideologiczne przyzwolenie, po którym mogą rozkoszować się sobą wzajemnie bez poczucia winy. Tym bardziej jeżeli towarzyszy temu szczytny cel, czyli prokreacja. Czasy jednak się zmieniają i religia nie jest już ideologią nadrzędną – tą stał się kapitalizm. Wraz z jego nadejściem zmieniła się też rola rozkoszy w życiu społecznym, która nie jest już marginalna, a służy wręcz jako napęd dla całego mechanizmu. Nie znaczy to oczywiście, że straciła swój kontrowersyjny charakter. System dalej jej zabrania, ale nie marginalizuje, przeciwnie – wciąż nam ją sprzedaje. Z jednej strony bombardowani jesteśmy seksualnymi konotacjami zawartymi w popkulturze, na przykład w muzycznych teledyskach, a z drugiej obnażony przypadkowo w trakcie koncertu sutek Janet Jackson wywołuje światowy skandal. Podany powyżej przykład odnosi się do seksualności bezpośrednio, ale oczywiście działa to też w sposób dużo bardziej subtelny. Zauważmy, że w kapitalizmie nigdy nie kupujemy zwyczajnych produktów, a zawsze towarzyszy im jakaś rozkoszna nadwyżka. Nie ma zwykłego płynu do mycia naczyń, ale np. taki z systemem Ultra Clean, czipsy są zawsze z najświeższych ziemniaczków, a jak chcemy to i karbowane, a jak będziemy pryskać na pachy AXE, to polecą na nas wszystkie laski. Jednocześnie zaraz media alarmują, że płyn niszczy skórę dłoni, czipsy powodują raka, a do tego reklama dezodorantu jest seksistowska. W ideologii więc nie chodzi tylko, aby się bezkarnie cały czas rozkoszować, albo całkowicie się od tej rozkoszy odciąć. Chodzi o to, aby rozkoszować się w ramach przewidzianych przez system, aby to on tym sterował.

Świetnym przykładem są ostatnie wydarzenia wobec nowelizacji ustawy o IPN. Jeżeli ktoś jakim cudem nie wie, czego dotyczyła, to pisałem o tym tutaj. Działanie mające na celu uciszyć przeciwników prawicowej wizji „polskości” stało się przysłowiową dziurą w murze, która właśnie pozwoliła na owej wizji zaatakowanie. Nie osłabiło to jednak ich tożsamości – wręcz przeciwnie. Ataki przeciwników ustawy wyzwoliły masę negatywnych emocji, które w dużej mierze wręcz jeszcze mocniej zjednoczyły prawicę. Jest to bardzo wdzięczny przykład, gdyż świetnie pokazuje niezbędną dla każdej ideologii hipokryzję, która tu objawia się tym, że możemy nienawidzić danej grupy, a jednocześnie odczuwać satysfakcję z tego, że jesteśmy dla nich tacy dobrzy. Pomoc, której niektórzy Polacy udzielali Żydom w czasie wojny, wcale nie częsta, podyktowana skrajnymi warunkami i spontaniczna, teraz używana jest jako ideologiczny argument usprawiedliwiający odczuwanie antysemityzmu. W tym samym momencie wróg oczywiście zostaje odcięty od swojej satysfakcji, w tym wypadku poprzez usilne negowanie dokonanych przez Polaków na Żydach w czasie II WŚ pogromów.

Wyłońmy teraz z opisanej sytuacji schemat. Omawiana ustawa miała być realizacją pewnego obecnego w Polakach pragnienia, odnoszącego się do wizerunku swojego kraju. Jest ono więc skierowane przez jakąś grupę w kierunku jakiegoś symbolu. Owe pragnienie zaś musi mieć charakter wzniosły, odnosić się w jakiś sposób do świętości, innymi słowy cel musi być szczytny, w tym wypadku jest nim „dobre imię Polski”. Aby jednak to wszystko miało charakter trwały i aby produkowało satysfakcję, potrzebujemy jeszcze jednego elementu – wroga, który funkcjonuje jako czynnik z tego pragnienia wykluczony i kwestionujący je. Zezwolenie na rozkoszowanie się tymi negatywnymi emocjami zostaje niejako wydane odgórnie, od strony symbolu, który nie tylko je rozgrzesza, ale wręcz uzasadnia.

Przyjrzyjmy się jednak temu jeszcze bliżej. Co dokładnie zdetonowało tę całą wściekłość w ustawie o IPN, zarówno po stronie Polaków, jak i Żydów? Czy nasza rzekoma odpowiedzialność za holokaust to jakiś rzeczywisty problem? Nie wskazują na to raczej wypowiedzi różnych środowisk żydowskich, które w większości jednoznacznie mówią, że został on przeprowadzony z inicjatywy niemieckich nazistów. Podobne wyniki dała też sonda przeprowadzona wśród mieszkańców USA. O co więc chodzi? To nie fragment o odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie jest kontrowersyjny, gdyż jest on precyzyjnie opisany. Zbrodnie te określa, a także wskazuje odpowiedzialnych za nie, art. 6 Karty Międzynarodowego Trybunału Wojskowego, przez co są symbolicznie przypieczętowane, więc nie wywołują kontrowersji. Całe zamieszanie spowodował dopiero dalszy fragment, który przewiduje także kary za niesłuszne przypisywanie Polakom wszelkich innych nie popełnionych przez nich zbrodni i to właśnie on decyduje o tym, że ustawa ma charakter ściśle ideologiczny – mianowicie jej celem nie jest ochrona prawdy historycznej, a produkowanie rozkoszy dla Polaków.

Ideologia wbrew pozorom nie jest ścisłym zestawem precyzyjnie określonych zasad, które funkcjonują jako coś w rodzaju instrukcji postępowania. Wręcz przeciwnie, do swojego istnienia potrzebuje jakiegoś niedopowiedzenia, czyli braku, który daje przestrzeń do metaforyzacji. To właśnie wokół niego koncentrować się będzie rozkosz, która motywuje jednostki do uczestnictwa. Ustawa jest więc problematyczna z tego samego powodu, dla którego jest skuteczna – otwiera bowiem pole do snucia wyobrażeń i spekulacji, przez co budzi bardzo silną emocjonalną stymulację. Prawdziwym celem nie jest tutaj jakaś obrona czegokolwiek, a właśnie mobilizacja osób ideologicznie zaangażowanych do rozkoszowania się własnym oburzeniem. W ten sposób buduje się polityczne poparcie.

Wspomniane oburzenie to w epoce kapitalizmu chodliwy towar. Świetnie wiedzą to media i karmią się nim. Przypomnijmy sobie chociażby, jak kilka dni temu Internet obiegła informacja o człowieku, który skatował i trwale okaleczył swojego 4-miesięcznego psa. Jeżeli chcecie zobaczyć jak wygląda rozkoszowanie się, znajdźcie byle jaki artykuł o tym mówiący, a następnie poczytajcie komentarze. Zobaczycie masę, często bardzo bardzo szczegółowych, opisów potencjalnych tortur jakie czekają tego mężczyznę z rąk komentujących. Pogróżki otrzymuje także żona i 11 letni syn oprawcy, których w tym czasie nie było nawet w domu. Oczywiście jego czyn zasługuje na potępienie i powinien zostać za niego ukarany, jednak trzeba zapytać, czemu służą te wszystkie nienawistne emocje? Ofierze? Psu pomogli ludzie kierujący się empatią, a nie nienawiścią. Sprawiedliwości? To czemu grożono też rodzinie, mimo że nigdzie nie sugerowano ich współodpowiedzialności? Głównym celem była tu rozkosz sama w sobie. Czemu jednak w tym przypadku reakcja społeczna była tak silna? Czy mało jest co dzień przestępstw lub innych czynów godnych potępienia? Oczywiście jest masa, tutaj jednak mieliśmy do czynienia z bestialstwem wobec zwierząt, które w dzisiejszych czasach funkcjonuje jako jedno z największych społecznych tabu, obok pedofilii i gwałtu. Przekroczenie takiego tabu powoduje wykluczenie z symbolicznych ram społeczeństwa i skazuje na los pariasa, wobec którego możemy manifestować sadystyczne odczucia bezkarnie i bez poczucia winy.

Satysfakcja czerpana z ideologii jest najsilniejsza wtedy, gdy ktoś jest z niej wykluczony. Na przykład w nacjonalizmie wykluczeni są obcokrajowcy, a w chrześcijaństwie homoseksualiści. To zaś kto zostaje wykluczony świadczy o skuteczności ideologii. Podkreślam – skuteczności, a nie koniecznie słuszności. Kiedyś wiedziała to lewica, koncentrując się na odzyskaniu satysfakcji dla dominującej ilościowo klasy robotniczej, poprzez odebranie jej utrzymującej się z ich pracy tzw. „burżuazji”. To dzięki temu zunifikowanemu pragnieniu, łączącemu jak największą grupę, możliwa była bolszewicka rewolucja wraz ze wszystkimi swoimi konsekwencjami.

Dzisiejsza lewica w większości jednak porzuciła tę taktykę. Co prawda teraz się trochę zaczęli przegrupowywać i czasem coś tam brzdąkną o prekariacie czy prawach pracowniczych, ale póki co raczej bez przekonania. Zamiast kwestii materialnych o wiele bardziej interesująca jest jednak przestrzeń kulturowa, która w kapitalizmie daje dużo większe pole do rozkoszowania się. Dzisiejszym hasłem jest więc „inkluzywność”. Pełna tolerancja dla każdego, nikt nie jest z niej wykluczony, o nikim nie można zapomnieć. Satysfakcja w założeniu ma być taka sama dla wszystkich – niezależnie od koloru skóry, płci, seksualności, a nawet wyobrażenia o własnej tożsamości. Brzmi to oczywiście bardzo ładnie, nawet, że tak powiem, szczytnie, jest jednak oczywistym kłamstwem, wspomnianą wcześniej hipokryzją, która usprawiedliwia rozkoszowanie się danym światopoglądem. Pamiętajmy, że do zachowania charakteru całego schematu potrzebny jest jakiś ideologiczny wróg, ktoś wykluczony.

I tak na przykład w USA wśród progresywnej lewicy rośnie przekonanie, że osoba czarnoskóra nie może być rasistą w stosunku do białej. Nazywają to „reverse racism” i twierdzą, że nie istnieje. Zwróćmy uwagę na przewrotną konstrukcję tego zwrotu. Mamy naładowane swojego rodzaju satysfakcją słówko „racism”, a przed nim umieszczone zostaje „reverse”, które imputuje jego nieistnienie, a skoro nie istnieje, to można się nim rozkoszować bezkarnie. „Reverse” służy więc jako przyzwolenie do czerpania satysfakcji ze słowa „racism”, ale tylko pod warunkiem kierowania go do odpowiedniej grupy. Aby produkować satysfakcję rasizm wciąż musi więc pozostawać tabu, wystarczy jednak jak będzie nim tylko dla ideologicznego wroga – w tym wypadku dla białych. Nie wszystkich zresztą – biała osoba też może wypowiadać rasistowskie uwagi pod warunkiem, że kieruje je do innych białych, co też paradoksalnie ją samą z bycia rasistą wyklucza.

Jednocześnie przestrzeń znaczenia dla tego słowa wciąż rośnie. Kiedyś oznaczało po prostu pogląd o wyższości swojej rasy nad resztą, dziś natomiast bywa, że film zostaje uznany za rasistowski, bo nie uwzględnia czarnoskórych postaci. Tak szerokie pole do interpretacji także w tym przypadku staje się motywacją dla coraz silniejszego odczuwania, dodatkowo pomnażanego przez kapitalizm pod postacią kolejnych wyssanych z palca skandali, kontrowersji i całego tego brzęczenia, które ma na celu zwrócić naszą uwagę i budzić oburzenie utrzymujące nas w stanie permanentnego ideologicznego samozadowolenia. To jednak sprawia, że samo słowo traci swój charakter, przestaje odnosić się do faktycznego problemu, będąc jedynie plakietką, którą możemy komuś przylepić, aby usprawiedliwić tym naszą niechęć – służy więc jedynie oznaczaniu ideologicznego wroga.

Sytuacja ta najkorzystniejsza jest oczywiście dla prawdziwych białych rasistów, którzy mogą teraz kierować się do osób z poza lewicowej ideologii, usprawiedliwiając własne poglądy przeciwstawianiem się politycznej poprawności, nadając im w ten sposób pozór racjonalności. Między innymi to właśnie pozwoliło Donaldowi Trumpowi na zostanie prezydentem USA.

Długo zastanawiałem się jak zakończyć ten wpis. Wypadałoby zaproponować jakieś rozwiązanie, ale ja go nie znam. Ideologiczna satysfakcja jest w dzisiejszych czasach zbyt intensywna i wszechobecna, zbyt osadzona w ciągłym konflikcie, aby ludzkość tak po prostu z niej zrezygnowała bez jakiegoś zewnętrznego bodźca. Jako gatunek więc wydaje mi się, że nie mamy wielkich szans na zmianę. Patrząc zaś z perspektywy jednostki jedynym wyjściem wydaje się upodmiotowienie, czyli odnalezienie własnego pragnienia i własnej satysfakcji, poza narzuconymi odgórnie symbolami. Oczywiście nie uwolnimy się w ten sposób od ideologii całkowicie, ale przynajmniej odnajdziemy dla siebie coś własnego, jakieś własne znaczenie, a nie jedynie takie, jakie nadaje nam kolektyw. Warto przy tym uważać, aby nie wpaść w pułapkę progresywnej lewicy, czyli w sprzeciwie wobec jakiegoś światopoglądu popaść w jego odpowiednik. Zawsze kiedy mamy 100% pewność, że nasze czyny są usprawiedliwione szlachetnymi przesłankami, za każdym razem, kiedy tłumaczymy jakąś negatywność we własnym zachowaniu dążeniem do wyższego celu, dokładnie wtedy kierujemy się ideologią.

Jedna uwaga do wpisu “Rozkoszny urok ideologii

  1. Pingback: Pojęcie „Toksycznej Męskości” Jako Przykład Ubóstwa Dzisiejszej Psychologii – Psychoskotoma

Dodaj komentarz